W dniach 17-19 maja 2003 wybrałem się do miasta swoich przodków, aby w archiwum odnależć śłady rodziny.

pokój
Nocleg miałem zapewniony w pokoju gościnnym Parafii Ewangelicko-Augsburskiej. Przyjęto mnie życzliwie i dostałem pokój o jakim nie śniłem. W pięknym, starym budynku, pomieszczenia mają pewnie ze 4 m wysokości, drzwi i okna z lakierowanego drewna, u sufitu wielkie żyrandole, a na ścianach mnóstwo obrazów, zdjęć, dyplomów i innych pamiątek. W ładnie utrzymanej kuchni wszelkie znalazłem potrzebne talerze i sztućce.
napis
No cóż, remont się zdarza, ale informacja wyglądała na tyle smiesznie, że ją sfotografowałem.
przedwojenne fotografie
Na ścianach mojego pokoju wisiały fotografie. Głównie była to Straż Obywatelska z 1918 roku. Czy mój dziadek Stanisław mieszkał wtedy jeszcze w Kaliszu, czy też pojechał już na Śląsk brać udział w Powstaniach? Tego nie dowiem się pewnie nigdy.
więzienie
Rano wyszedłem na przechadzkę, zobaczyć więzienie, w którym najprawdopodobniej słuzył jako strażnik mój pradziadek Józef. Było to w czasie, gdy narodził się dziadek, czyli około 1888.
Początki zakładu kaliskiego sięgają już roku 1840, kiedy to władze miasta z pomocą notariusza Basińskiego sprzedały teren położony w dzielnicy miasta zwanej Tyńcem (dzisiejsza ulica Łódzka 2) Komitetowi Budowy i Organizacji Więzień z siedzibą w Kaliszu za sumę ówczesnych trzech tysięcy złotych (450 rubli). Budowę obiektu rozpoczęto w 1842 roku, a jego projektantem został słynny warszawski architekt Henryk Marconi, twórca tak znanych obiektów jak „Pawiak”, Dworzec Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej, gmach Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, Hotelu Europejskiego oraz Kościoła Wszystkich Świętych w Warszawie. Wygląd zewnętrzny upodobnił do zamku, stąd też potocznie jest tak zwany do dziś.(...)Ostatecznie prace ukończono w 1846 roku i wtedy to zakład zaczął przyjmować swych pierwszych osadzonych. ( ze strony o ZK w Kaliszu ). Inne źródła podają, ze więzienie ukończono w 1884. To by się zgadzało, ze pradziadek "załapał" się na robotę zaraz po wybudowaniu obiektu. Ciekawe, jak to  było z tym pradziadkiem,  był strażnikiem w, było nie było, carskim więzieniu, chociaż cała rodzina Cichych i Wieruszów raczej była nastawiona patriotycznie.  Dziadek Stanisław, to już nawet do przesady. W porannym świetle budynek więzienia przybrał nierealne kolory i wyglądał jak zamek z bajki. Wracając trafiłem na ruiny jakiegoś domostwa, wewnątrz którego pozostały tylko kamienne schody. Zrobiłem kolejne zdjęcie. Kiedy wróciłem, z mlekiem i bułeczkami do miejsca noclegu, zobaczyłem, gdzie wczoraj zaparkowałem samochód. Nad moim puntem wisi tabliczka "biskup", a obok, pod tabliczką "diakon" stoi zdezelowana syrenka. Coś w tym jest...
Kiedy nadeszła godzina otwarcia Archiwum, pan Ś. zawiózł mnie tam i dalej radziłem sobie sam. Już rok wcześniej przejrzałem kilka roczników ksiąg metrykalnych i teraz pozostały mi tylko lata 1892 do 1903 oraz 1875-1886. Bagatela! Na szczęście miałem na to 2 dni. Rocznik po roczniku odszukiwałem wszystkie urodzenia, zgony i śluby, gdzie występowali mieszkańcy Majkowa i Chmielnika o nazwiskach Cichy, Wierusz, Siciarek i Libudzic. W roku 1896 w wieku 6 lat umarł Tomasz Cichy. Dziadek nigdy nie wspomniał mojemu ojcu ani styjkowi, że miał młodszego brata. W ogóle dziadek niewiele wspominał o młodzieńczych latach w Kaliszu. Powoli, powoli, wyłaniała mi się saga rodzinna ubogich chłoporobotników z Chmielnika. Kartki z tabelkami, które sobie przygotowałem w domu na komputerze szybko się skończyły. Zapisywałem już tylko w zeszycie. Trzeba to wszystko będzie jeszcze usystematyzować w domu. Kiedyś tam, będę musiał odwiedzić Archiwum w Poznaniu, bo tam leżą wcześniejsze księgi.
Park i wycieczka za miasto
Po południu pan Ś. zabrał mnie na spacer po Kaliszu. Wybraliśmy się do parku. Ś. opowiadał dzieje przedwojennego Kalisza. Potem pojechaliśmy drogą w kierunku Ostrowa. Zobaczyłem, gdzie przebiegała granica zaborów. W Nowych Skalmierzycach obejrzeliśmy stację kolejową - kolejowe przejście graniczne Rosja-Prusy. Dworzec wygląda dokładnie tak samo jak wtedy, gdy go zbudowano.
prababcia
Póżnym popołudniem poszedłem na cmentarz. W czasie poprzedniej wizyty Bogdan pokazał mi, gdzie leży "babcia Wieruszka". To może być jego prababcia, albo moja prababcia. Istnieją przypuszczenia, ze leżą tam obie. Na krzyżu nie ma tabliczki, więc obaj uznajemy to za grób swoich prababć. W końcu mamy wspólną praprababcię.
groby
Przy okazji pofotografowałem sobie groby z różnymi nazwiskami, związanymi z dziejami rodziny, które zapoznawałem w archiwum. Znalazłem też Jana Pasika. Pod koniec XIX wieku, prawie każde wydarzenie - chrzest, ślub, czy śmierć, firmował jak świadek Jan Pasik. Tyle,że ten z nagrobka był młodszy. Może jego syn?
album Cichych
Wieczorem zostałem zaproszony przez Bogdana na kolację. Zobaczyłem stare zdjęcia tej gałęzi rodu, która została w Kaliszu. Rozległa to rodzina, a senior rodu, widoczny na zdjęciu pan z wąsami to Maciej - brat pradziadka Józefa. Emilka tak jak ja zrobiła drzewo genealogiczne. Co ja mówię, ładniej niż ja.
wizyta
Poznałem rodziców Bogdana, spędziłem bardzo przyjemny wieczór. Dzięki Ci Bogdan.
spacer po mieście
Następnego dnia kontunuowałem poszukiwania w archiwach. Przed otwarciem wybrałem się na spacer po mieście. Miasto jest ładne i zadbane. W ogóle dumny jestem, ze pochodzę z Kalisza! Chociaż kaliszaninem to był dziadek, tata jest warszawiakiem, a ja gdańszczaninem na 100%.
W archiwum znów spędziłem kilka bitych godzin, spisałem wszystko co się dało, już byłem zmęczony, ale nie odnalazłem informacji o śmierci Nepomuceny. Przecież matka dziadka młodo umarła, a tu nawet w 1904 nic nie było. Trzeba iść do parafii.
parafia
W parafii św. Mikołaja, dowiedziałem się, że na cmentarzu na pewno nie uzyskam informacji o tym kto leży w starym grobie. Przejrzałem księgi zgonów do 1910 i nic. To się nie trzymało kupy. W 1910 Nepomucena miałaby 45 lat, a dziadek Stanisław 22. Na pewno nie był już małym chłopcem. Nijak to się miało do opowieści, że z braku matki wychowywała go babka Wierusz-Kowalska. No, ale różne opowieści musiałem już zweryfikować.
Dopiero w domu, znalazłem w notatkach, że matką chrzestną jednego z dzieci Macieja i Józefy, była Nepomucena Mazurek, która wcześniej nigdzie się nie pojawiła. W końcu Nepomucena to nie jest częste imię i przypadek chyba nie wchodzi w grę. Czyżby wyszła za mąż po raz drugi i umarła pod nazwiskiem Mazurek? Trzeba będzie znów sięgnąć do ksiąg kaliskich...